Przygotuj się z celebrytami, rzuć wyzwanie swoim umiejętnościom fryzjerskim i stwórz niesamowite fryzury lub przygotuj dania i posiłki. Wszystkie zabawne darmowe gry dla dziewczyn są tutaj, abyś mógł się cieszyć! Wowz.com - Ręcznie wybrane gry dla dziewczyn, świetna zabawa! Ubierz gry, symulacje, gry z metamorfozą i nie tylko Zobacz 1 odpowiedź na pytanie: Podajcie mi jakieś wredne i chamskie odzywki którymi moge jezdzić po fra.fe.ra.ch 8. Osoby, które zamieszczają SPAM, reklamy oraz swoje fanpage będą usuwane z grupy. 9. Prosimy o zgłaszanie osób niekulturalnych oraz komentarzy zawierających wulgaryzmy, będą one usuwane z grupy. 10. Za chamskie odzywki do administracji grupy, obrażanie, itd. osoby będą bezpowrotnie usuwane z grupy. 11. Vay Tiền Nhanh Ggads. Smutna234 Dołączył: 2014-11-27 Miasto: warszawa Liczba postów: 26 27 listopada 2014, 19:50 /dziewczyny, chciałabym żebyście mi obiektywnie powiedziała co o tym myślicie. Ogólnie w związku układa nam się dość dobrze, oczywiście są kłótnie ale i ja i on mamy wybuchowy charakter i zawsze chcemy postawić na swoim. Do rzeczy. Narzeczony pracuje za garnicą więc rozmowa przez telefon, ale nie bardzo chciał ze mną gadać, więc próbowałam się dowiedzieć czemu jest smutny. Ale ja prowadzę monolog, nic, nawet mruknięcia że mnie słucha...więc zadaje pytania, nadal cisza, nic nie mówi, nie odpowiada. No to się wkurzyłam i pytam po co chce się ze mną żenić > że skoro mamy być rodziną musimy ze sobą rozmawiać. Na to usłyszałam że chce się żenić żeby moja matka miała sie czym chwalić!!! Wcześniej usłyszałam że oświadczył się dla świętego spokoju...( nbo fakt dopytywałam kiedy w końcu to zrobi,kiedy będzie ślub, ale jesteśmy ze sobą dłuuuugo, ja chce mieć dzieci więc nie bede czekać aż bedzie za późno). ?Wiem, że mnie kocha, i że te odzywki to jest robienie po złości...jednak uważam, że mężczyzna który ma ponad 30 lat, nie powinien tak się do swojej kobiety odzywać... ja jestem księżniczką czy on chamem?P>S> a jeszcze jedna rzecz, mieszkamy razem, fakt że ja mało się dorzucam, wcześniej nie dorzucałam się wcale bo byłam tam tylko na weekendy. Ale w sumie prowadzimy wspólne gospodarstwo domowe. oboje mamy samochody. i teraz musiałam kupić opony zimowe, a on akurat miał takie jak mi potrzebne. on ich nie założy bo do jego samochodu nie pasują. i zdaniem ,mojej mamy ( moim zresztą też) miło by byłoo jakby mi je dał w końcu i tak zaraz mamy być rodziną...ale jego zdaniem nie. Musiałam za te opony mu zapłacić. Co myślicie? Kllla 28 listopada 2014, 14:27 ja nie powiedziałam że mi się należy...cholera. on zarabia na swoją część na wesele, ja na swoją. nie ma co dyskutować bo nie rozumiesz o co mi chodzi. kompromis. to miałby być kompromis jakbym pojechała chociaż nie chce, rzuciła szkołę, pracę, zarobiła tam ileś euro i wróciła nie mając ani szkoły bo rzuciłam, ani pracy, bo tam bym siedziała na zmywaku zamiast zbierać doświadczenie w swoim zawodzie? podjeliśmy decyzje że on jedzie, a ja zostaje żeby pracować tu na wspólną przyszłość. Smutna234 Dołączył: 2014-11-27 Miasto: warszawa Liczba postów: 26 28 listopada 2014, 14:32 ale to nie jest tak że on nic mi nie daje. teraz wyjechał ale czynsz mam opłacony, opał on kupił, więc to nie jest tak że nic nie robi. bez przesady że za bułki mam oddawać... a w ogóle miałam najpierw do niego dojechać jak skoncze studia, ale mam szanse tu na prace w zawodzie, jak teraz nie skorzystam boję się że później już się nie trafi, tym bardziej jak wyjade i wróce starsza o parę lat a bez doświadczenia. Edytowany przez Smutna234 28 listopada 2014, 14:34 Dołączył: 2007-07-02 Miasto: Wro Liczba postów: 8573 28 listopada 2014, 14:34 Jakby mi ktoś powiedział, że się oświadczył dal świętego spokoju, byłby to koniec zaręczyn. On ewidentnie nie chce ślubu. Podczas opisanej rozmowy miał jakieś swoje frustracje, nie wiadomo jakie, bo faceci nie bardzo potrafią się żalić i mówić, co im leży w duszy, więc postanowił się na Tobie wyżyć mówiąc w ten sposób o ślubie. A wiesz, ze "PO" będzie już tylko gorzej? Że już w ogóle nie będzie się szczypał ani powstrzymywał języka? Kwestię opon przemilczę, bo to dla mnie niedorzeczne, żeby nie odstąpić narzeczonej niepotrzebnej rzeczy o wartości jakichś śmiesznych kilkuset zł. Zwłaszcza, że gospodarstwo domowe jest wspólne i tam, gdzie Tobie tych pieniędzy zabraknie, on będzie musiał je i tak wyłożyć. Smutna234 Dołączył: 2014-11-27 Miasto: warszawa Liczba postów: 26 28 listopada 2014, 14:35 Jakby mi ktoś powiedział, że się oświadczył dal świętego spokoju, byłby to koniec zaręczyn. On ewidentnie nie chce ślubu. Podczas opisanej rozmowy miał jakieś swoje frustracje, nie wiadomo jakie, bo faceci nie bardzo potrafią się żalić i mówić, co im leży w duszy, więc postanowił się na Tobie wyżyć mówiąc w ten sposób o ślubie. A wiesz, ze "PO" będzie już tylko gorzej? Że już w ogóle nie będzie się szczypał ani powstrzymywał języka? Kwestię opon przemilczę, bo to dla mnie niedorzeczne, żeby nie odstąpić narzeczonej niepotrzebnej rzeczy o wartości jakichś śmiesznych kilkuset zł. Zwłaszcza, że gospodarstwo domowe jest wspólne i tam, gdzie Tobie tych pieniędzy zabraknie, on będzie musiał je i tak wyłożyć. no właśnie, ale tak dla zasady daj, a później oddam Ci na święta na zakupy.... Dołączył: 2009-05-18 Miasto: Rajskie Wyspy Liczba postów: 86162 28 listopada 2014, 15:01 Kllla napisał(a):ja nie powiedziałam że mi się należy...cholera. on zarabia na swoją część na wesele, ja na swoją. nie ma co dyskutować bo nie rozumiesz o co mi chodzi. kompromis. to miałby być kompromis jakbym pojechała chociaż nie chce, rzuciła szkołę, pracę, zarobiła tam ileś euro i wróciła nie mając ani szkoły bo rzuciłam, ani pracy, bo tam bym siedziała na zmywaku zamiast zbierać doświadczenie w swoim zawodzie? podjeliśmy decyzje że on jedzie, a ja zostaje żeby pracować tu na wspólną czy ja gdziekolwiek powiedzialam, ze chodzi o Ciebie??? Dołączył: 2013-05-26 Miasto: Chorzów Liczba postów: 320 28 listopada 2014, 15:06 nie będzie Wam dobrze w małżeństwie... Kllla 28 listopada 2014, 15:09 tqk to odebtalam. to sorry sadcat 28 listopada 2014, 17:13 Znam ze 2 pary w podobnej sytuacji, dziewczyny te mało co zarabiają ale ich faceci są w nie wpatrzeni, kupują prezenty, te opony by sami na to wpadli, by im dać skoro ich nie będą używać. Myślę, że on cię nie kocha, albo coś się wypaliło. Takie odzywki, jak do obcej. DULSKA 28 listopada 2014, 18:10 Z tej maki to chyba chleba nie będzie. Ty naciskasz na niego on się czuje uciśniony i dobrze to nie będzie. Facet który kocha nie żeni się dla swietego spokoju... może dajcie sobie czas...przemyślcie wszystko..odpocznijcie od siebie a potem szczerze porozmawiajcie:-) powodzenia Świat po akcji #metoo podzielił się z grubsza na dwa obozy. Jeden, który z nadzieją przyjął fakt, że wreszcie nazywamy rzeczy po imieniu, a kobiety mają głos, oraz drugi załamujący ręce nad końcem epoki flirtu. Już nigdy nie będzie można powiedzieć kobiecie komplementu bez ryzyka posądzenia o molestowanie seksualne, już nigdy nie będzie można flirtować. Oto upadają filary cywilizacji, nad czym boleją nie tylko randomowi ludzie z internetu, ale też legendy kina Catherine Deneuve i Brigitte Bardot. Tak, kobiety, które z molestowaniem w świecie filmu z dużą dozą prawdopodobieństwa kiedyś się spotkały i to w czasach, gdy molestowania nie nazywano jeszcze po imieniu, za to sama czynność była w branży filmowej całkiem powszechna. Może to jest kwestia pokoleniowa, to niezrozumienie #metoo. W Polsce na przykład starsze i średnie pokolenie feministek ( prof. Płatek czy Agnieszka Graff) krytycznie odniosło się do sprawy oskarżeń o molestowanie i gwałt wobec dwóch dziennikarzy, które opublikował “Codziennik Feministyczny” w artykule “Papierowi feminiści”. W ich polemice chodziło jednak o kwestie praworządności i domniemania winy. Jestem w stanie zrozumieć ich argumentację, przyjąć nawet za słuszną w teorii i dalej nie zgadzać się z nią na gruncie praktycznym. Z teorią flirtu nie da się dyskutować na poważnie. Dlatego, że jest zwyczajnie niepoważna. Niestety nie wyjaśnię tego francuskim aktorkom, za słabo mówię po francusku. Chamski letni podryw Znacie te tanie teksty w stylu “bolało jak spadałaś z nieba?”. Takie prosto z poradnika podrywu autorstwa samozwańczych internetowych guru i to tak circa 2005. W teorii masz się zarumienić od tych komplementów i być gotową na rychły seks. Jak nie, to jesteś podła suka niczym Izabela Łęcka (pozdrawiam maturzystów). W praktyce, w najlepszym razie jesteś zażenowana. W gorszym, czujesz się osaczona. Droga od zażenowania chamskim podrywem do poczucia osaczenia i strachu nie jest bynajmniej daleka. Do tego drugiego przybliża nachalność, determinacja i kompletny brak zrozumienia dla twoich granic. Część mężczyzn nie potrafi wyczuć, kiedy te granice przekracza. Co gorsza, wielu uważa, że ich nie przekracza, nawet jeśli informujesz ich o tym zupełnie wprost. Rebecca Solnit, autorka “Mężczyźni objaśniają mi świat”, pisze w swoich esejach o “prawie do seksu” – przekonaniu niektórych mężczyzn, że mają prawo uprawiać seks z kobietą bez względu na to, czy ona sobie tego życzy, czy nie. To poczucie, że seks jest czymś, co jednym się należy, a inni (inne) mają obowiązek go świadczyć. Od tego pojęcia wyprowadziłabym inne, bardziej ogólne: prawo posiadania. Posiadania kobiecego ciała niejako z automatu. Są mężczyźni, którzy uważają, że kobiece ciała po prostu im się należą – nie tylko po to, by uprawiać z nimi seks, ale również po to, by bez skrępowania je komentować albo o nich decydować – nie respektują twoich granic, mają gdzieś to, co myślisz i czujesz. Kiedyś myślałam, że faceci, którzy grają w ten nieudolny, żenujący podryw to smutne jednostki, którym zwyczajnie brakuje pewności siebie. Wiecie, te stereotypowe wymoczki podpierające ściany, męskie wersje kopciuszka. Kolesie, którym nie wychodzi z kobietami, którzy nie wiedzą jak z nimi rozmawiać. Mężczyźni desperaci, na których naiwności żerują coache letniego, chamskiego podrywu. W pewnym stopniu to prawda. Ale gdy kończy się żenada, a zaczyna osaczenie, kiedy twoje granice zostają naruszone, to przestaje być smutno, robi się niebezpiecznie. I fakt, czy zachowanie to podszyte jest niepewnością, czy nadmierną pewnością siebie, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Znaczenie ma fakt, że ktoś tu wyrósł w przekonaniu, że po prostu mu się należysz. Należysz się mu, bo powiedział ci coś, w jego mniemaniu miłego. Jeśli ty nie uważasz tego za komplement, to coś z tobą nie tak. Należysz się mu, bo postawił ci piwo. Bo z nim tańczyłaś. Bo uśmiechnęłaś się, kiedy powiedział, że masz się uśmiechnąć, nawet jeśli zrobiłaś to tylko dlatego, że wyrosłaś w przekonaniu, że musisz to zrobić. Kiedy byłam dużo młodsza, uśmiechałam się, zagryzając zęby, bo przecież nienawidzę uśmiechać się na zamówienie. Dziś już tego nie robię. Nie wiem, czy kultura gwałtu to najlepsze pojęcie, do którego można zaklasyfikować te zjawiska. Może lepiej oddałoby je określenie kultury powinności. Powinności kobiety ma się rozumieć. Znacie to pewnie doskonale. Gwizdanie to nie komplement. Catcalling to molestowanie. Nie zawsze znaczy nie. Cara Corrigan, 21-letnia studentka z Filadelfii, uruchomiła w swoim mieście gorącą linię dla catcallerów, czyli facetów, którzy w chamski sposób komentują na ulicy wygląd kobiet. Przygotowała też wzory karteczek do druku z numerem telefonu. Kobieta, która poczuje się niekomfortowo przez słowne zaczepki, może wręczyć taką kartkę (z tekstem Hey! Give me a call 267-603-1172) facetowi, który ją słownie napastował, a ten po wybraniu numeru usłyszy następujące nagranie: “You received this number because you made someone feel unsafe by catcalling them or harassing them” Według urban dictionary, catcalling to chamskie odzywki rzucane przez mężczyzn do kobiet mijanych na ulicy, zwykle dotyczące ich ciał jako takich, lub ich poszczególnych części. Znacie to? Prawdopodobnie znacie. Ile z Was (nas!) miało odwagę powiedzieć takim kolesiom wprost, żeby dali Wam spokój. Ile z nas zwróciło uwagę gwiżdżącym za nami facetom, że nie życzymy sobie tego rodzaju uwagi, że nie czujemy się przez to piękne. Czujemy się osaczone? Pewnie paru z nich zabiłybyśmy ćwieka. Ale nie wiemy przecież, czy nie trafiłyśmy właśnie na kogoś, z kim może zrobić się mało przyjemnie, a nawet niebezpiecznie. Pomysł Cary Corrigan brzmi jak niezły sposób nie tylko na utarcie nosa catcallerom, ale też na ich (re)edukację. Jeśli chociaż jeden facet krzyczący za dziewczynami na ulicy zastanowi się nad sobą, to już jest sukces. Oczywiście wszyscy zgadzają się, że catcalling jest zwyczajnie niekulturalny, ale to w niczym nie zmienia faktu, że jesteśmy wychowywane w kulturze, która nakazuje nam traktować go jak komplement. No wiecie, skoro gwiżdżą, to znaczy, że jesteś w grze. Jesteś atrakcyjna. Jeśli nie podoba ci się takie zachowanie, to prawdopodobnie coś z tobą nie tak. Jeśli je krytykujesz, to pewnie dlatego, że jesteś pasztetem i zwyczajnie zazdrościsz. Albo nie umiesz przyjąć komplementu. Otóż to. Komplementy. O gorącej linii z Filadelfii dowiedziałam się z fanpage’a Amandy Waliszewskiej i tam też już w jednym z pierwszych komentarzy znalazłam znaną dobrze śpiewkę o rychłym zmierzchu cywilizacji, bo to już nawet nie można kobiety skomplementować. W wielu umysłach zamieszkuje znak równości między uwłaczającym godności komentarzem na temat wyglądu a komplementem. A tuż za nim czai się nieśmiertelne wołanie o więcej dystansu. Catcalling to nie komplement. Komentowanie wyglądu nieznajomej osoby, w sposób, który sprawia, że ta osoba czuje się uprzedmiotowiona, to nie komplement. Żeby to odróżnić trzeba wyczucia. Naprawdę minimum wyczucia. Nie jest o nie łatwo, jeśli przyznaje się sobie prawo do posiadania każdej kobiety. Choćby przez chwilę. Choćby po to, by krzyknąć za nią na ulicy, że ma niezłą dupę. Może mieć fantastyczną dupę i doskonale o tym wiedzieć. Może też mieć z powodu swojego tyłka straszne kompleksy. Ale w ani jednym ani drugim przypadku nie poczuje się od tego krzyku lepiej. Koniec z flirtem? Wyjaśnijmy sobie najpierw czym jest flirt A teraz przejdźmy do tego, od czego zaczął się ten tekst, czyli do flirtu, który w świecie po #metoo ponoć jest zagrożony. Jeśli każde, nawet niewinne zachowanie o podtekście seksualnym może zostać uznane za napaść, flirtowanie robi się niebezpieczne, po prostu strach flirtować – martwią się ludzie. Tylko czy martwią się słusznie? Czy naprawdę boją się o radosne tête-à-tête, czy strzegą starego porządku, w którym kobieta nie ma prawa powiedzieć stop, gdy jej granice zostaną przekroczone, a gdy chce powiedzieć o tym głośno, jej głos jest uciszany. Być może strzegą go dlatego, że tak bardzo w niego wrośli (i wrosły!), że uznają go za normalny porządek rzeczy. W celu wyjaśnienia pokuszę się o stworzenie definicji flirtu. Bo ja bardzo lubię flirtowanie. Flirtowanie jest okej. To jest flirt tak, jak ja go rozumiem i jak chciałabym go widzieć, skoro uważam go za rzecz miłą i pozytywną: Flirt to sytuacja towarzyska, zwykle w formie rozmowy, o z reguły mniej lub bardziej erotycznym zabarwieniu, której podstawą, nawet jeśli ktoś zrobił pierwszy krok, jest obopólna zgoda. Jeśli któraś z osób powie coś, co sprawi, że druga osoba poczuje się uprzedmiotowiona, zażenowana czy osaczona i nie będzie chciała kontynuować rozmowy, a ta pierwsza osoba mimo to nie będzie chciała przerwać, to już nie jest flirt. Flirt kończy się tam, gdzie ktoś ignoruje czyjś znak stopu. W każdym momencie możesz powiedzieć “stop”. To tak jak z seksem i gwałtem. Możemy sobie flirtować na zdrowie respektując nasze granice. To nie jest żaden upadek cywilizacji. Jeśli ktoś ma z tym problem, to z nim jest coś nie tak. [1] Deneuve i Bardot krytykują #metoo [2] Cara Corrigan, Fed up with catcalls, Philly woman sets up a hotline – for street harassers [3] Catcalling wg urban dictionary [4] Rebecca Solnit o „prawie do seksu”, Mężczyźni objaśniają mi świat, strona 147 Not Found - Request ID: 01G8XCAD988VEJ6VXXE4DYJG0K

chamskie odzywki do dziewczyn